Dziedzice 1945

25 stycznia 1945 r. Niemcy rozpoczęli pod naporem frontu pieszą ewakuację obozu do Rzeszy, dzieląc go na silnie eskortowane trzy kolumny marszowe, idące różnymi szlakami. W obozie pozostało jedynie 153 chorych pod opieką polskiego lekarza – jeńca.

Ewakuacja przeprowadzona została niesłychanie brutalnie. Jeńcom, gnanym pod lufami karabinów, nie zabezpieczono uprzednio żadnego zaplecza żywnościowego, transportowego, kwaterunkowego, czy medycznego. Marsz odbywał się przy silnym mrozie i w kopnym nieraz śniegu. Jeńców karmiono w najlepszym razie ziemniakami ze świńskich parników. Na nocleg stłaczani byli w nieogrzewanych, gospodarczych pomieszczeniach okolicznych folwarków. Słabsi umierali i zostawali po drodze.

Tzw. obóz „Wschód”, w liczbie 3200 oficerów, przeszedł 29 stycznia przez Barlinek (Berlinchen) i dotarł do majątku Dziedzice (Deetz)..

Tam dogoniła go 30 stycznia grupa czołgów Armii Czerwonej. Niemieccy konwojenci podjęli z nimi bezsensowną walkę i nie posiadając broni przeciwpancernej szybko uciekli, narażając jednak wcześniej bezbronnych jeńców na ostrzał z dział czołgowych. Na skutek niego 17 polskich oficerów poległo, a 28 odniosło poważne rany.

Tego samego dnia, w pobliskim folwarku Jesionowo (Schönow), VI batalion obozu „Zachód” odmówił dalszego marszu i natychmiast podjął powrót do Polski. Bataliony IV i V, nocujące w niedalekim Kosinie (Kossin), mając w pamięci los jeńców w Katyniu, postanowiły iść dalej z Niemcami. 3 lutego przekroczyły one Odrę. Konwojowano je osobno, aż dotarły do Boizenburga nad Łabą. Tu rozdzielono je na mniejsze grupy i poprowadzono aż pod Lubekę, do Murnau i Sandbostel. Pierwszymi jeńcami, którzy odzyskali wolność, byli chorzy pozostawieni w obozie. Jeńcy, którzy dotarli do Rzeszy, zostali uwolnieni dopiero na początku maja 1945 r.

(źródło: woldenberczycy.pl)

Styczeń 1945 roku. Słychać wyraźnie odgłosy szybko nadciągającego frontu. Po zasypanych śniegiem okolicznych drogach jadą niemieckie tabory wojskowe, cofające się pod naporem przeciwnika. Dniem i nocą po tychże drogach i bezdrożach ciągną upiorne konwoje wynędzniałych cieni w żołnierskich płaszczach, pędzone na zachód pod bronią wartowników. To sześć i pół tysiąca polskich oficerów – jeńców pobliskiego Oflagu II C Woldenberg. Wśród nich kpt marynarki Jan Busiakiewicz, ppor. Zygmunt Pazda, ppor. Stefan Rogoziński, ppor. Henryk Stawicki. Ich potomkowie stoją teraz tutaj obok mnie.

W konwoju znajduje się również ciężko chory, 46-letni zawodowy oficer – kpt Władysław Sierko. Kapitan Sierko – podobnie jak wszyscy jeńcy – wie, że nadciągający front niesie wyzwolenie i że wynik wojny jest już przesądzony. I tego dnia, w wyniku krwotoku wewnętrznego wywołanego morderczym marszem, przychodzi Mu umierać na zlodowaciałym klepisku miejscowej stodoły.


My, synowie tamtych Jeńców, przekroczyliśmy już w większości wiek 60 lat, ale mieliśmy kiedyś 46 lat i małe dzieci, więc możemy sobie po trosze wyobrazić, jak trudno jest umierać, gdy upragniona wolność – wolność, o której śniło się codziennie przez 6 lat na zawszonej pryczy obozowej, jest tak blisko, a w domu pozostaje żona i osierocone dzieci. Jedyna pociecha to uścisk ręki przyjaciela i jego słowo, że zaopiekuje się osieroconą rodziną. Tenże przyjaciel – porucznik Stanisław Moszyński dotrzymuje solennie danego przyjacielowi słowa. Dzięki temu rodzina Kapitana Sierko jest dzisiaj także z nami.

Ale fatum Kapitana działa dalej. Jego nazwisko, wypalone niewyraźnie gwoździem na drewnianym krzyżu zostaje w trakcie przebudowy nagrobka przeinaczone i grób Kapitana Sierko pozostaje samotny przez następnych 70 lat, pomimo poszukiwań podejmowanych przez rodzinę.

Wiesław Dembek, Prezes Stowarzyszenia, syn jeńca Oflagu II C – ppor. Wacława Dembka (1907-1994), który dostał się do niewoli niemieckiej po kapitulacji Warszawy.

Po wojnie, na miejscu dawnego majątku wybudowano z udziałem środowiska Woldenberczyków szkołę podstawową, której nadano imię pchor. Tadeusza Starca – Jeńca Oflagu zamordowanego w 1944 roku przez niemieckich wartowników. Szkoła ta została zlikwidowana w roku 2006 w wyniku reformy oświaty.

Budynek przejęło Stowarzyszenia Przyjaciół Dziedzic i założyło w niej Muzeum Wojskowości, Szkolnictwa i Wsi utrzymywane ze skromnej, gminnej dotacji dzięki ogromnemu zaangażowaniu członków Stowarzyszenia.